Dziękuję za wyjaśnienia, nieco mnie uspokoiły.

Jeśli chodzi o wysokość podatku, to szacowałem go w ten sposób:
Dochód (D) = Przychód (P) – Koszty (K).
Ubezpieczenia społecznego (US) nie było, bo żona pracuje na etacie.
Dalej liczyłem:
Podstawa do opodatkowania (O) = Dochód (D) – Kwota Wolna (KW) – Składka
na
UZ (UZ).
Ponieważ zawsze podstawa do opodatkowania wychodziła mniejsza niż 0 (zero),
to uznawałem, że nie ma potrzeby składania deklaracji. Czyli stosowałem
metodę na obliczenie Z1 (w oczywisty sposób nieprawidłową...)

Jak rozumiem, powinienem najpierw obliczyć należny podatek z różnicy (P – K)
*19%, potem odjąć od niego 19% od Kwoty Wolnej (czyli owe 518,16 zł), a
potem odjąć jeszcze kwotę zapłaconych składek UZ? Czyli jeśli w tych
pomocniczych obliczeniach się myliłem, to i tak na swoją niekorzyść i nie
miało to wpływu na stan faktyczny. Co pozwala mi rzeczywiście spać
spokojnie, bo US nie będzie ciągać mojej żony za brak jakiejś deklaracji.
Ufff.

A co do słów księgowej, to albo moja małżonka źle przekazała jej słowa, albo
ja ich nie zrozumiałem. Pewnie miał miejsce ten drugi przypadek.

Błędów pewnie się nie ustrzegę i dlatego staram się eliminować wszelkie
możliwe koszta – to kosztuje, ale jest bardziej bezpieczne niż późniejsze
kontakty z US. Żadne telefony, prąd, ogrzewanie itd. Gryzie mnie tylko, że
żona kupiła komputer (na szczęście za niewiele ponad 2 tysiące). Ale to
pewnie też wpiszemy w niewłaściwą rubrykę...

Rozliczenie roczne już zaczynam robić. I zacząłem od najtrudniejszej części


--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/