Witam!

Temat byl juz walkowany, jednak nie znalazlem odpowiedzi na moj
problem...

Wg aktu kupilem mieszkanie w 2004 r. za 50 tys PLN, US domaga sie
doplacenia roznicy w podatku od kwoty 69 tys (wartosc rynkowa wg US)
czyli 380 PLN + odsetki (swoja droga dobrze, ze po 4 latach sie nie
obudzili, place za opieszalosc urzedaso, wrrr). Cala bajka polega na
tym, ze ja rzeczywiscie zaplacilem te 50 tys. z prostego wzgledu:
wczesniej w mieszkaniu znajdowal sie gabinet dentystyczny, kafelki na
scianach w pokojach, poczekalnia w pokoju i przedpokoju, kuchnia jako
pomieszczenie socjalne, zrujnowana lazienka itd. Dodatkowo przez trzy
lata przed zakupem nikt tam nie mieszkal, nie bylo ogrzewane ogolnie
obraz nedzy i rozpaczy. Facet probowal je sprzedac, najpierw sam, potem
przez agencje i nie udalo mu sie przez okolo 2 lata. W miedzyczasie
rozpoczal budowe domu i nagle potrzebne mu byly pieniadze, wiec kupilem
je okazyjnie...

Nie mam wyceny z tamtego okresu, gdyz nie bralem kredytu i
najzwyczajniej nie byla mi potrzebna, a pieniadze na remont bardzo.

Na jakiej podstawie ewentualnie rzeczoznawca oceni wartosc mieszkania
po 2 latach? Posiadam faktury na kwote kilkunastu tysiecy zlotych na
materialy budowlane (okna, podlogi itp.) czy to moze byc podstawa do
obnizenia wyceny?

No i rzecz ktora mnie dreczy najbardziej, czyli koszt bieglego. W US
oczywiscie nikt nie potrafi okreslic wysokosci kosztow.

W moim przypadku wstepna ocena US przekracza wartosc oplacona o 38%,
czyli jest duze prawdopodobienstwo, ze koszt bieglego spadlby na mnie.
Jezeli jednak napisze, pismo do US, ze ok, moze i prawo glupie, ale
obowiazujace, i realna wartosc mieszkania byla wieksza np. 56 tys. Czy
wtedy do obliczenia tych 33% posluzy kwota 50 tys wg aktu, czy tez 56
tys wg mojego oswiadczenia?

Z gory dziekuje za odpowidzi znawcow tematu
Pozdrawiam