eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPodatkiGrupypl.soc.prawo.podatkiDemokracja dzi
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 1

  • 1. Data: 2002-07-04 11:54:40
    Temat: Demokracja dzi
    Od: "klon Boukuna" <k...@h...com>

    Ludzkość od początku poszukiwała najlepszego ustroju
    społeczno-gospodarczego. Wytworzyła różne jego rodzaje: patriarchat, radę
    plemienną, arystokrację, monarchię, republikę, ustrój parlamentarny,
    demokrację, a także formy mieszane, jeśli oczywiście pominąć całkowicie
    negatywne, jak tyrania, absolutyzm, despotyzm i inne. Czasy obecne stoją pod
    znakiem demokracji, zwłaszcza w obszarach cywilizacji euro-atlantyckiej.
    Czasami stawia się ją nawet w miejsce religii. Trzeba wszakże uważać, gdyż
    demokracja przybiera różne formy, wyrodnieje i nierzadko staje się
    narzędziem w ręku pasożytów, drapieżców i rozbójników politycznych,
    socjalnych i ekonomicznych.


    Demokracja dziś

    A jak się przedstawia demokracja dzisiaj? Przede wszystkim pamiętajmy, że są
    jej dwa obrazy: jeden idealny, drugi realny. Idealny, czyli marzeniowy, ma
    się bardzo dobrze. Jest na ustach wszystkich, choć ostatnio wyraźnie
    ustępuje pierwszeństwa nieskrępowanej niczym wolności jednostek. Dużo gorzej
    jest z obrazem realnym.
    Idea demokracji zaczęła się powoli budzić w Europie pod koniec wieku XVI.
    Jednak nie przybrała już formy demokracji bezpośredniej, jak w demokracji
    ateńskiej za czasów Peryklesa, gdzie każdy obywatel miał bezpośredni udział
    w rządzeniu. Miejsce bezpośrednich rządów zajęli reprezentanci i wybory.
    Powoli dochodzą elementy twórcze, jak rozwój praw osoby ludzkiej, prawa
    narodów, międzynarodowe konwencje humanitarne i instytucje. Ale pojawiają
    się też straszliwe wynaturzenia: demokratami określali się Hitler, Stalin,
    Mao, Pol Pot, Tito... Tak też czynią dzisiejsi neomarksiści, socjaliści,
    nacjonaliści, liberałowie, masoni, oligarchowie. W ogóle powstało ogromne
    zamieszanie. Brakuje przy tym odpowiednich instancji międzynarodowych, ONZ
    już straciła swoje dawne znaczenie. Niedawno sąd w Brukseli uznał, że
    wszelkie bluźnierstwa przeciwko chrześcijaństwu oraz ataki na każdą religię
    są "demokratyczne", bo każdy ma prawo wyrażać swoje opinie o wszystkim,
    także skrajnie negatywne (byle tylko nie o oligarchach). "Demokratyczne"
    jest też zwalczanie etyki ewangelicznej, patriotyzmu, Radia Maryja i pism
    katolickich, gdyż wszystko, co katolickie, jest "ksenofobiczne" ("zamyka się
    w sobie"), przyjmuje istnienie prawdy, ukierunkowuje ku Bogu jako Panu
    Wszechświata, a więc jest "niedemokratyczne". Wicepremier Marek Pol widzi
    demokrację w tym, żeby w katolickiej Polsce katolickim żołnierzom zabronić
    oficjalnego uczestniczenia w liturgii i zmusić ich do ceremonii
    ateistycznych, jakby ateiści nie mogli sobie odbyć własnych ceremonii
    wojskowych. Podobno religia jest najbardziej "niedemokratyczna". Zawinił Pan
    Bóg. I oto "demokracja" stała się niepostrzeżenie hasłem bojowym przeciwko
    katolicyzmowi.


    Wola ludu?

    Na płaszczyźnie socjalno-politycznej istnieją dziś faktycznie różne rodzaje
    demokracji niepełnych, aspektowych:
    1. Demokracja jako ustrój swobód politycznych i równości wobec prawa, jednak
    bez ścisłego udziału w rządzeniu krajem. Udział ten zastępują głosowania,
    afirmujące lub negujące, oraz wybory pewnego rodzaju reprezentantów.
    Społecznością państwową rządzą partie polityczne, które obecnie są,
    niestety, przeważnie uzależnione od oligarchów, wielkich centrów finansowych
    i różnych organizacji zakamuflowanych.
    2. W wielu krajach są "demokracje socjalistyczne" lub "socjaldemokracje",
    głoszące równy udział obywateli we własności i zarządzaniu majątkiem
    narodowym oraz powszechnym dostępie do podstawowych dóbr (praca, oświata,
    ochrona zdrowia, bezpieczeństwo osobiste itd.). Faktycznie jednak w miejsce
    dawnej arystokracji rządy sprawuje nomenklatura (warstwa ludzi z góry
    wyznaczanych na stanowiska kierownicze), z komitetem i jego przewodniczącym
    na czele. Rola zwykłego obywatela ogranicza się wtedy do afirmacji ustroju i
    do traktowania socjalizmu niemal jako wyznania.
    3. W oparciu o pradawną ideę, że lud ma atrybuty boskie, rozwija się
    "demokracja większościowa", która widzi źródło władzy w woli większości
    obywateli, rozpoznawanej w sondażach, opiniach i głosowaniach. Według
    teorii, wola większościowa jest tak potężna i absolutna, że ma wyrokować o
    podstawowych prawach, losie, etyce, religii.
    4. Jednakże idea demokracji jako woli ludu zaczęła się rozpadać w II połowie
    wieku XX wraz z ideą większości. Stąd i nasze ośrodki ideologiczne: "Gazeta
    Wyborcza", "Wprost", "Polityka", "Tygodnik Powszechny" i inne starają się
    zrównoważyć zasadę większości z zasadą mniejszości. Mówiąc potocznie, w
    sprawach spornych, regionalnych, kontekstowych żadna większość nie może
    naruszać woli mniejszości. Na przykład większość polska w kraju nie może
    stanowić inaczej, niż chce mniejszość niemiecka, żydowska, ukraińska,
    białoruska, litewska, cygańska... Byłby to totalitaryzm, nacjonalizm,
    ksenofobia. Według tych środowisk prozachodnich, Polacy nie mają prawa
    decydować o losie języka polskiego na Śląsku wbrew woli tamtejszych Niemców.
    Cały sęk w tym, że chyba bardzo wielu naszych polityków i urzędników nie
    wie, że "większość przeciwna mniejszości" jest już "niedemokratyczna".
    5. I wreszcie ogół nie zdaje sobie sprawy, że kontekstualna zasada:
    "większość równa się mniejszość, a mniejszość równa się większość" na
    Zachodzie - a coraz częściej i u nas - dochodzi do punktu krańcowego, a
    mianowicie ogół jako nazwa pusta musi się dostosować nie tylko do woli
    mniejszości, ale nawet do jednostki. Np. szkoła w katolickiej Bawarii,
    licząca tysiące uczniów katolickich, musi wyrzucić krzyże na żądanie jednego
    ucznia, którego one "rażą", "zniewalają". Oczywiście, za jednostką stoi
    jakaś grupa, partia, oligarchia, misjonarz masonerii, i chce nagiąć całe
    życie społeczne do swojej decyzji jako absolutnej i boskiej. I tak
    odrzucenie idei Boga w liberalizmie prowadzi do totalitaryzmu
    indywidualistycznego, przyjmowanego przez "nowe prawo demokratyczne".
    W rezultacie mamy wielki paradoks. Demokracja jest uważana za ustrój pewny i
    najlepszy, ale w rękach złych i przewrotnych ludzi może się stać czymś
    strasznym. Najwięksi zbrodniarze ostatnich czasów zostali wybrani
    "demokratycznie". Także demokrację czasów zwyczajnych dręczą ciężkie
    choroby. Często jest to już puste słowo lub karykatura. W każdym razie nie
    zasługuje na kult. Najpewniej demokracja ma się wyrażać dziś w wyborach na
    wysokie stanowiska. Np. propaganda jest taka: "I ty możesz zostać
    prezydentem". Wielu ogłupionych przez media w to wierzy. Praktyka wszakże
    pokazuje co innego. Prawdziwy kandydat na urząd musi mieć olbrzymie
    pieniądze i jednocześnie silne poparcie ze strony oligarchii. Potem
    pieniądze odzyska na urzędzie, a oligarchom będzie się musiał wysługiwać.
    Owszem, bywają wybierani ludzie zwyczajni, ale na niskie stanowiska. Na
    wyższe pochodzą z ukrytego wyznaczenia. Ma to być osoba znana, względnie
    ciesząca się rozgłosem, ale nie wybitna, bo może odmówić posłuszeństwa wobec
    oligarchii. Jeśli zostaną wystawione dwie lub trzy kandydatury, to wszystkie
    w gruncie rzeczy muszą być takie same, żeby nie było "ryzyka". Co do
    niezależnych, media otrzymują nakaz ich zniszczenia.
    Podobnym manipulacjom podlegają "wybory" na stanowiska średnie. Np. w
    Ameryce w wyborach na gubernatora czy kongresmana już w "sondażach"
    przedwyborczych kandydatura popierana przez oligarchię z góry otrzymuje
    blisko 50 proc. "za", niechciana zaś najwyżej kilka, choć w rzeczywistości
    może być odwrotnie. Przeciętny obywatel nie lubi głosować na zdecydowanie
    przegranego. Podobne są tendencje do manipulowania sondażami i w Polsce.
    Dlatego politycy zwykle do końca nie wierzą w prawdziwość sondaży
    medialnych, tym bardziej, że Polacy jeszcze nie nauczyli się być totalnie
    ogłupiani.
    Z kolei, jak w Ameryce, tak i u nas, parlamentarzyści przekonują się od
    razu, że nie ma demokracji w ich klubach. Otrzymują nowe programy działania,
    "powyborcze", podlegają ścisłej dyscyplinie klubowej i wszystko zależy od
    przewodniczących klubów, komisji, komitetów. Może sobie płakać, ale musi
    głosować w ważnej sprawie według nakazu. Inaczej złamie swoją "karierę"
    polityczną na zawsze. Przy tym parlamentarzysta, choćby nawet był
    przestępcą, nie może zostać odwołany przez wyborców, jeśli tylko nie siedzi
    w więzieniu. Immunitet chroni go nie przed mocodawcą, lecz przed gniewem
    wyborców.


    Tyrańska czapa

    W Polsce, która niedawno uzyskała niepodległość po okupacji sowieckiej,
    doszła jeszcze jedna deformacja demokracji. Otóż władzę i kapitały przejęły
    zorganizowane grupy postkomunistyczne i liberalistyczne, które razem i w
    powiązaniu z antypolskimi ośrodkami zachodnimi utworzyły rodzaj tyrańskiej
    czapy nad społeczeństwem polskim. Stąd, kto by nie został wybrany, rządy są
    takie same.
    I wreszcie nasza kochana demokracja obecna w Polsce wykłada się najbardziej
    na stosunku do religii, choć w zasadzie człowieka traktuje się jako anioła,
    który nie potrzebuje żadnej dyscypliny ani korekty. Otóż Polska to niemal
    sami katolicy, a tymczasem demokracja na płaszczyźnie społeczno-politycznej
    jest przeważnie antykatolicka. Jak to wytłumaczyć? Wolnością demokratyczną?
    Te nasze "demokraty" myślą często, że po to zostali wybrani przez katolików,
    żeby się przeciwstawiali Kościołowi. Pomieszanie z poplątaniem. W ogóle
    wielu polityków w całej Europie traci jakoś swoją tożsamość, a nawet i
    zwykłą przyzwoitość. Wszystko wskazuje na to, że konieczny jest powrót,
    także i w polityce, do perspektywy Boga Osobowego. Przy tym systemy
    demokratyczne trzeba dopełnić personalizmem, indywidualnym i społecznym,
    gdzie osoba każdego człowieka jest wielkością nieskończoną, korespondującą z
    Bogiem. Bóg nie jest jakąś strukturą społeczno-polityczną, ale wszelkie
    życie społeczno-polityczne, łącznie z demokracją, zdegeneruje się
    całkowicie, jeśli wykreśli ze swego horyzontu ideę Boga lub wyda Mu wojnę.
    Religia jest nadal potężnym umocnieniem dobrych systemów
    społeczno-politycznych. Partie "bez Boga" szybko się dziś przeżywają i
    okazują się tylko terenem wielkich rozgrywek między drapieżnikami albo
    narzędziem ukrytych centrów światoburczych. W sytuacji odrzucenia Boga
    rządzi dziś ktoś jeden, a mianowicie król pieniądz i jego żądza.
    ks. Czesław Bartnik



strony : [ 1 ]


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1