eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plPodatkiGrupypl.soc.prawo.podatkiZ pamiętnika starego garusaZ pamiętnika starego garusa
  • Data: 2002-05-15 07:44:38
    Temat: Z pamiętnika starego garusa
    Od: "klon Boukuna" <k...@h...com> szukaj wiadomości tego autora
    [ pokaż wszystkie nagłówki ]

    "Bydło i pasterze"
    Z pamiętnika starego garusa

    Internowanie. Dnia 12 kwietnia br. wieczorem, naszło mnie trzech goryli w
    rodzinnym geszefcie i oznajmiło, że jestem aresztowany, wyciągając
    legitymacje policyjne.
    Noc spędziłem na dołku, zaś rankiem wywieziono mnie do Zakładu Karnego na
    Kleczkowską we Wrocławiu. Musiałem się komuś narazić, że mnie wywożą do ZK o
    zaostrzonym rygorze - oznajmił jeden policjant, bo taki ze mnie przestępca
    jak z niego - dodał. Tam rzeczywiście kazano mi podpisać oświadczenie o
    grożącym niebezpieczeństwie ze strony współwięźniów. Osadzono mnie w celi
    33A razem z oskarżonymi o kradzież samochodów, handel narkotykami i
    usiłowanie zabójstwa. Był też jeden alkoholik zwany "Ścieżka Zdrowia" i
    Karel P. - Moraw z Czech podejrzany o przemyt broni. Grypsujący i nie
    grypsujący razem. Później wpakowano jeszcze jednego więźnia, który zmieścił
    się już tylko na "sianku".
    Do mnie szybko przylgnęła ksywa "Polityk", "Redaktor". Z "lipa" (okna w
    celi) widok miałem na Szpital Psychiatryczny przy ul. Kraszewskiego. Zegar
    na wieży cały czas wskazywał godzinę 12.55 - jakby oznajmiając, że tutaj
    czas stoi w miejscu. Odtąd stale towarzyszył mi szczęk krat, łomot zasuw i
    brzęk kluczy. Jedyna rozrywka to zgrzyt "betoniary" (więziennego
    radiowęzła). Zero kontaktu ze światem zewnętrznym. Nawet żona z początku nie
    wiedziała gdzie mnie wywieźli i za co siedzę. Rodzina mogła uzyskać widzenie
    dopiero po otrzymaniu zgody od organu, który wydał nakaz aresztowania. List
    do domu idzie poprzez cenzurę do 3 tygodni.
    Nikt z kryminalistów nie miał złudzeń, że jestem "polityczny" - śmiali się,
    że za takie rzeczy jeszcze wsadzają. Wychowawca (piękna kobieta), również
    była zbulwersowana tym faktem, ale nic nie mogła zrobić.
    Po tygodniu przeniesiono mnie na "taras" III do celi 47A. Tam również mury,
    parkiet, prycze i bardacha pamiętają jeszcze Hitlera. Do tego grzyb i
    dziurawe nasienniki. Siedem osób miało do dyspozycji 16,8 m2 (ustawowo
    powinno być 3 m2 na osobę), w tym jeden oskarżony o morderstwo "królował"
    już od dwóch lat. Znów ja jedyny nie palący. O tyle tylko lepiej, że było
    "szkiełko" (telewizor). Dominowało uczucie... podziwu, podziwu i jeszcze raz
    podziwu... W celi, na spacerniaku i w łaźni obowiązywały specjalne reguły. W
    czasie jedzenia i picia nie wolno było iść na kącik (do kibla-"giera").
    Środki higieny, że pożal się Boże. Stary "bolek" (zlew) z zimną wodą. Nie
    rzadko więźniowie, borykają się tam od wielu miesięcy z różnymi chorobami
    skórnymi. Żarcie - aby przeżyć. Zielona kiełbasa po protestach wracała do
    celi (podawana przez "kajfusów" jak psu do budy) w postaci bigosu lub
    zmieszana z kaszą. Inny zakład publiczny dawno by już sanepid zamknął, ale
    tam inspektorzy jak widać nie mają wstępu. Chyba, że w kajdankach. Żenada.
    Zakład Karny przeznaczony na 1500 więźniów mieści ok. 2500-2800
    "przestępców". Mimo tych wszystkich "rarytasów" utrzymanie jednego więźnia
    kosztuje ca. 1800 zł w takiej aglomeracji. Państwo polskie bogate skoro w
    kraju o 20% bezrobociu trzyma się takich przestępców jak ja. A w telewizji
    podają, że szpitale zadłużone zamykają. Kara rodzinna i społeczna. Córka
    musiała zdmuchnąć 4 świeczki bez ojca, żona brzemienna tyrać sama na dwójkę
    dzieci, a gmina szukać nowych rachmistrzów spisowych. Zwykła złośliwość i
    pokaz siły. Ominął mnie 1-3 maja i święcenie krzyża...
    Wracając do meritum, w zależności od stopnia poczucia winy była to sytuacja
    stresująca. Każdy z osadzonych miał inną osobowość. Aresztanci toczyli
    bezustanne walki o papierosy i jedzenie. Na niepokornych czekały tzw. "pasy"
    lub "dźwięki". Mimo to, odniosłem wrażenie, że 80 procent ludzi nie
    trafiłoby do więzienia gdyby dano im warunki do normalnej egzystencji.
    Dziwna to demokracja, w której produkuje się przestępców. Klawisze
    szwendają się często pijani, wynurzając swoją rozpacz w obliczu zgredziów.
    Umieją jednak bezkarnie wywalczyć jakiś prezencik lub zajumać paczkę
    papierosów z "rakiety".
    Lubię sytuacje ekstremalne, ale z czasem zaczęło być nudno. Na okrągło
    szachy, karty, "Big Brather", "Bar". To jest reality show. Grzech próżności.
    Z pewnym Niemcem mogłem ewentualnie szlifować swój niemiecki. W jednych
    ciuchach jak się okazało przetrwałem całe cztery tygodnie. Skarpety już mi
    się podarły od tego prania w "biedronie" i wieszania na "chabetach" (sznurki
    plecione z ręczników i kocy-"derek").
    W obliczu kidnapingu (przymusowej rozłąki z dziećmi) i świadomości, że żona
    w 4 miesiącu ciąży sama będzie musiała pracować po 12 godz. w rodzinnym
    geszefcie napisałem już 15.04.2002 r. zażalenie na ten haniebny akt terroru.
    Tym bardziej, że pozbawiono mnie możliwości wywiązania się z obowiązków
    rachmistrza spisowego. Urwano mi również parę wykładów na studiach, a raczej
    dziekan nie zaliczy mi tego okresu jako praktyki socjologicznej. Jak się
    okazało był to środek zapobiegawczy przed obroną i szeroko rozumianą
    wolnością. Zażalenie rozpatrzono pozytywnie... po blisko miesiącu (ustawowo
    3 dni) czasu.
    Biografia zakładnika. W marcu 2000 r. przeprowadziłem referendum w sprawie
    odwołania Rady Miejskiej w Jeleniej Górze, po czym za merytoryczną krytykę
    korupcjogennych zachowań prowadzących do wzrostu bezrobocia, bezdomności i
    ubóstwa wytoczono mi proces o znieważenie osób publicznych. Proces ten
    skomentowałem w kolejnym biuletynie i obecnie sędzia i prokurator zamiast
    wytłumaczyć się ze swoich niedoróbek skarżą mnie ponownie o naruszenie dóbr.
    Odmówiłem dobrowolnego udziału w procesie politycznym więc postanowiono w
    ramach środka zapobiegawczego mnie aresztować. A przecież zarówno moja
    nieobecność na rozprawie jak i bierna postawa na sali sądowej daje takie
    same możliwości rozpoznania sprawy. "Dysydentów" Kuroniów, Michników i
    Rulewskich zrehabilitowano za walkę o obalenie ustroju. Jak widać obalili. Z
    komunizmu na bolszewizm. Nie trzeba nawet używać inwektyw personalnych.
    Uważam, iż każdy sędzia i prokurator powinien aplikację kończyć
    trzymiesięcznym egzaminem w więzieniu. Najlepiej na oddziale "N". Mało tego,
    aby im niezawisłość nie wyszła z pamięci, powinni taki kurs powtarzać
    średnio co trzy lata.
    Aktorzy spektaklu politycznego. "Kusiak Baba i 40 rozbójników" oraz (głównie
    młodzi) sędziowie i prokuratorzy z Jeleniej Góry, Lubania i Legnicy, m.in.:
    R. Magazowski, A. Kałużna, H. Frydryk i W. Wojtyło.
    Reżim nie złamie ludzi, lecz podanie im ręki.
    Post scriptum:
    Tak bardzo im się spieszyło z rozprawą, że 20.03.2002 r. postanowiono mnie
    zamknąć, a tym czasem na "wagę" (rozprawę sądową) wyznaczono termin
    prawdopodobnie dopiero na 24 maja br. Doliczając koszty transportu, dentysty
    i fryzjera - podatnicy zapłacili za moje "wczasy" ok. 2000 zł. Wzorcowa Unia
    Europejska już nam zarzuca, że przekroczyliśmy limit osadzonych o 20
    tysięcy. A ponoć 40 tys. osób skazanych prawomocnymi wyrokami czeka jeszcze
    na wolne miejsca. Całe "Klęczki" głosują na Leppera.
    Grzegorz Niedźwiecki



Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1